Paweł Łozowski – wieloletni zawodnik męskiej sylwetki w kategorii Fitness Plażowe Mężczyzn, a także trener personalny, motywator, moto – freak, gastro – freak, magister Ochrony Środowiska ze specjalizacją ze Zrównoważonego Rozwoju – Człowiek orkiestra!
O swoim obecnym trybie życia, sporcie oraz spojrzeniu na branże fitness, opowiedział nam w wywiadzie z redaktor Adrianną Kalisz.
Paweł, byłeś swego czasu jednym z topowych zawodników męskiej sylwetki w kategorii fitness plażowego – dlaczego podjąłeś decyzje o zaprzestaniu startów w zawodach?

W pewnym momencie mojej „kariery” sportowej (bo jakoś zawsze ciężko przechodzi mi przez gardło słowo kariera) zdałem sobie sprawę, jak bardzo cierpi moja głowa, życie towarzyskie i relacje z bliskimi. Nie powiem, że ten sport nie dał mi fajnego fundamentu w postaci solidnych znajomości i pracy zarobkowej – bo dał, ale czasem trzeba sobie zdać sprawę jak wygląda bilans zysków i strat. Kiedy mój bilans zaczął iść za mocno w negatywną stronę, to po jednym ze startów wróciłem do domu i po prostu stwierdziłem: To koniec. Mam dość, było fajnie, ale czas na zmiany – tak też się stało. Stwierdziłem, że nadszedł czas, aby treningi i żywienie przestały stanowić priorytet i że muszę przestać skupiać się na tym w takim wymiarze jak do tej pory. Zacząłem wręcz z tego punktu uciekać w przeciwną stronę – nie w imprezy, nie w hazard! Po prosty w życie luźnego sportowca, którym byłem od dziecka i którym zostanę na zawsze, ale takiego z trzeźwym podejściem do tego co robię, aby w końcu zapanowała równowaga ciała i głowy.
Jak obecnie wygląda Twój tryb życia? Jak trenujesz?
Teraz skupiam się na trzech aktywnościach w tygodniu – siłownia, rower i tenis.
Na siłownie i jazdy rowerowe poświęcam najwięcej czasu (szczególnie na rower, bo w końcu jest ciepło). Od ponad roku ten dwukołowy sprzęt jest moim bardzo dobrym przyjacielem. W sezonie trzaskam 750-1200 km miesięcznie i nie nazwę tego treningiem cardio ani aerobami, czy interwałami, bo byłoby to obraźliwe. Jeżdżę nie dla celu sylwetkowego – jeżdżę, bo to pokochałem. Na siłowni robię z reguły 4 treningi w tygodniu, czasem zdarzą się 3 i to mi wystarcza. Jak jest ciepło to nie będę zamulał w zamkniętym pomieszczeniu, więc zdecydowanie siłownia często ustępuje rowerowi miejsca. Lubię czasem też odpuścić ciężary, by po chwili za nimi zatęsknić, wtedy też od razu wchodzę w inny wymiar treningu i wszystko jest w idealnej równowadze.
Ponadto raz w tygodniu, rekreacyjnie tenis- ze starą gwardią, z którą na kortach spędziłem wiele lat swojego życia.

Czy zatem to od tenisa zaczęła się Twoja przygoda ze sportem?
Mam 29 lat, a na kortach spędziłem ich chyba 17 albo 18 -tak więc całkiem sporo. Mimo 95kg wagi nadal potrafiłbym zadziwić wydolnością, szybkością sprintu czy dynamiką podczas grania (tym bardziej, że cały czas nad tym pracuję na różne sposoby).
Grę zawiesiłem na czas startów sylwetkowych, gdyż kolidowało mi to z odpowiednimi przygotowaniami do zawodów i trzeba było wybrać. Teraz robię co chcę, bawię się sportem, więc wróciłem do tenisa. Sama siłownia jest dla mnie najzwyczajniej w świecie nudna! Ja potrzebuję innego rodzaju ruchu, nie lubię być napompowanym, ociężałym „klockiem”, a i sylwetka zeszła na drugi plan. Chcę być sprawny, czuć się dobrze i równie dobrze wyglądać, nic więcej. Myślę, że mi się to w pełni udaje.
W Twoich social mediach możemy obserwować znaczną część Twojego żywienia.
Nie da się ukryć – kochasz jedzenie i niczego sobie nie odmawiasz, ale także świetnie gotujesz. Jaki masz stosunek do diety, kiedy nie jesteś już zawodnikiem, ale ciągle pozostajesz sportowcem?
Jestem gastro- freak’iem i temu się nie da zaprzeczyć. Od zawsze byłem kojarzony jako gość, który je pysznie, nie zawsze do końca zdrowo (aż do samych zawodów) i jeszcze schodzi ze sceny z pucharem. Ja po prostu wiedziałem na ile sobie mogę pozwolić – a pozwolić sobie mogłem na naprawdę dużo. Teraz? Nie liczę kalorii, żywienie czysto intuicyjne, bo po tym czasie ja doskonale widzę czego mi potrzeba i w jakiej ilości, aby osiągnąć dany cel. Żadne ramy, czy schematy nie są mi potrzebne. Tak chciałem żyć i udało się do tego doprowadzić. W końcu jem bułki na sztuki a nie na gramy, mięso liczę w kotletach– luźna głowa, a i tak mam wagę w rękach i w oczach. Kilka razy sam siebie sprawdzałem, czy dobrze kalkuluję i okazywało się, że chcąc ukroić kawałek 250g, to kroiłem bez wagi 251g, tak więc mogę być spokojny. Żywienie ma dla mnie być funkcjonalne, ale i smaczne, bo życie jest za krótkie na nudne i niesmaczne pożywienie.
Dodatkowo kocham testować nowe połączenia, których nigdzie nie widziałem. Tu nie ma jakichś większych procesów myślowych, po prostu spontanicznie łącze produkty i dzięki temu odkrywam smaki i połączenia, co daje mi pole do dalszych kombinacji na tym podłożu. Najczęściej jest to czysty spontan, nagła myśl znikąd, którą przekładam na talerz.
Jakie masz podejście do obecnego w naszej branży „kultu sylwetki”? Sam jesteś bardzo dobrym trenerem i zdecydowanym estetą – jak patrzysz na usilne promowanie „idealności”?
Kult sylwetki od zawsze był i będzie, kwestia tylko na jakim poziomie. Jeżeli ustanawiasz to jako swój priorytet bez nacisku na rozwój duchowy, intelektualny czy emocjonalny, to koniec końców zostaniesz z niczym. Piękno przemija z wiekiem i nawet najnowsza farmakologia tego nie zmieni, a co najwyżej lekko spowolni. Tak więc jeżeli lubisz wyglądać dobrze – RÓB TO, ale nie zaniedbuj całej reszty. Od zawsze, na zawsze – równowaga. Nie można krytykować ludzi, którzy kładą nacisk na piękno – tak samo jak nie można krytykować kogoś, kto kładzie nacisk tylko na intelekt. Każdy wybiera w którą stronę chce iść, piękna, czy intelektu. Patrząc jednak na to, kto buduje lepszy fundament na resztę życia, to zawsze właśnie intelekt wygra to starcie. Tym samym dbałość TYLKO o piękno jest zawsze złym wyborem.

W swoich social mediach nagrywasz i piszesz w sposób bardzo szczery – bez zbędnej hipokryzji. Co zatem myślisz o naszej branży i fakcie, że wielu jej przedstawicieli dalekich jest od prawdy i tylko sztucznie kreuje swój idealny obraz?
Ja to się śmieję, że mi się ulewa od czasu do czasu i wtedy wiadomo – pozwalam sobie na głębszy wywód w danym temacie. Zazwyczaj dzieje się to, jak coś lub ktoś mnie zdenerwuje (bo jestem dość nerwową osobą). Na zakłamanie tej branży już się tak bardzo nie denerwuję, odkąd zacząłem stać z boku i opierać swoje treści w mediach społecznościowych nie tylko na treściach branżowych. Czy branża jest zakłamana? Powinniśmy zapytać: Jak bardzo jest zakłamana?, a ja na to bym odpowiedział: ZA BARDZO. Co innego delikatne naciąganie faktów w celach czysto marketingowych – bo to odnajdziemy w niemalże każdej branży, ale co innego bezczelne okłamywanie ludzi prosto w twarz lub kreowanie się na osobę, którą się nie jest i nigdy nie będzie.
Generalnie – co kto lubi. Ja tylko powiem, że ten wyimaginowany świat i otoczka kończą się równie szybko jak piękny wygląd więc…do zobaczenia za kilka lat . Wtedy zobaczymy w którym miejscu będzie każdy z nas i co komu zostanie. Rezultaty obranych dróg wyjdą nam naprzeciw szybciej, niż się każdy spodziewa, tak więc ja sobie poczekam i poobserwuję z boku.
Masz czasem takie wrażenie, ze mentalnie nie do końca pasujesz do przerysowanego często świata fitness? Że gdzieś się zatarły dawne ideały?
Chyba od początku powtarzam, że ja totalnie nie pasuję do tego świata. Żyłem nim, byłem przesiąknięty z racji tego, że wszystko kręciło się wokół formy, żywienia, ludzi z branży, zawodów, ale też dość szybko się skończyło. Wszedłem do tego środowiska z dość dużym impetem. Chłopak znikąd – spoza branży, stanął na podium i już z niego za bardzo nie schodził. Po czym, po trzech intensywnych latach: żegnam, do widzenia. Koniec epizodu. Chyba nie do końca rozumiem się z ludźmi, którzy są tym przesiąknięci na sto procent i trwają w tym mimo braku sukcesów, potknięć, wtopionej ogromnej kasy. Mi rozsądek podpowiadał, że trzeba uciekać i robić swoje, ale już z boku, a nie w centrum. Tak też się stało. Nadal jestem, nadal robię swoje, zarabiam, pracuję z fantastycznymi ludźmi i przy tym się dobrze bawię – chyba o to w tym wszystkim chodzi.
Mając swój bagaż doświadczeń, jako sportowiec, trener i po prostu bardzo świadomy człowiek – jakie miałbyś rady dla młodych ludzi, którzy usilnie chcą być częścią naszej branży/ świata fitness? Którzy widzą w tym łatwy pieniądz i drogę do bycia sławnym influencerem?
Moje ulubione pytanie – rady dla najmłodszych! (śmiech). Tu będę bardzo niemiły albo po prostu słowo które wolę – dobitnie szczery. Jeżeli (tak, jak większość) wchodzą w to, bo lubią trenować i myślą, że przecież już mogą uczyć ludzi – to są niestety gamoniami, bo swoją postawą obrażają wręcz ludzi, którzy poświęcili 3/4 życia na trening czy karierę sportową oraz przynajmniej połowę życia na dokształcanie się w tym zakresie. Nawet nie biorą pod uwagę, jaka to jest wielka odpowiedzialność pracować nad np. motoryką ludzi z problemami zdrowotnymi, wadami postawy oraz schorzeniami o których często nawet nie mają pojęcia. Jeżeli wezmą zdrowego dwudziestopięcioletniego koleżkę i zrobią mu trening, to prawdopodobnie się nic nie stanie, ale to nie jest całokształt pracy trenera. Jest dużo skomplikowanych przypadków, więc nawet niech się nie ważą do tego podchodzić bez odpowiedniego zaplecza! Właśnie tacy ludzie niszczą tę branżę. Wyznacznikiem dobrego trenera również nie są cyferki na Instagramie, a bardzo często jest wręcz przeciwnie – Ci najbardziej wypromowani robią największą sieczkę. Nie wrzucam wszystkich do jednego worka, bo są wyjątki!
Tak więc to może być łatwy hajs o ile w ogóle przebijesz się na powierzchnię, bo branża jest mocno przeładowana, ale jeżeli chcesz to robić dobrze i się rozwijać to musisz postawić na solidne fundamenty (nie, weekendowy kurs trenera to nie jest fundament). Zawsze ilość włożonej pracy w rozwój procentuje i tylko to trzeba zapamiętać.

Gdybyś mógł zmienić obecną świadomość ludzi w zakresie postrzegania świata sportu/fitnessu, to co byś zmienił?
Po pierwsze to, że oprócz mięśni – mamy też mózgi. Dużo osób sobie z tego nie zdaje sprawy, po czym się okazuje w rozmowie z delikwentem, że oprócz dużej klatki mam również tytuł Magistra Uniwersytetu Warszawskiego. Tym samym następuje u rozmówcy ogromne zdziwienie, bo uznał za pewnik, że np. taki ja, postawiłem rozwój cielesny ponad intelektualnym, a tu on sam ma niższy stopień naukowy, niż ja. To jest pierwsza najważniejsza rzecz. Powoli już wychodzimy z tej strefy, świadomość ludzi się zwiększa, ale bywa, że jesteśmy postrzegani stereotypowo i to jednak trochę boli.
Skończyłem studia, zrobiłem ogrom kursów, a dodatkowo w wolnych chwilach sam w domu dokształcam się w wielu kierunkach, bo ogólnie uwielbiam się uczyć, ale tylko wybranych przez siebie zagadnień. Tym samym jest to bardzo niemiłe, jeżeli wciąż traktuję się nas jako napakowanych Adonisów bez mózgu.
Druga sprawa to uświadomienie ludziom, że trening to nie tylko kwestia rozbudowy, czy ogólnie to nie tylko kwestia sylwetki. W tych czasach ruch jest wskazany dla utrzymania dobrej jakości zdrowia, co wpływa na komfort życia. Siłownia zapewnia nam tylko jeden z rodzajów tej aktywności, a to jak ukierunkujesz swój trening zależy już tylko od Ciebie lub od Twojego trenera. Tutaj nie ma ram – możesz dosłownie zrobić wszystko, ale trzeba pamiętać, że po prostu MUSISZ TO ROBIĆ. Jeżeli nie wydasz teraz pieniędzy w dbałości o swoje zdrowie, to za jakiś czas wydasz je na leki, lekarzy, rehabilitacje lub dużo większy wymiar treningów. Tym samym – im wcześniej, tym lepiej i dla Ciebie i dla portfela w ogólnym rozrachunku.
Dlaczego tak uważam? Bo po tylu latach obserwacji wiem, że jeżeli znajdziemy grupę 100 osób, które uważają, że żyją zdrowo lub względnie zdrowo to 99 udowodnię jak bardzo się mylą i zrobię to w czasie poniżej minuty. Wszędzie widzę błędną wiedzę, błędne postrzeganie zjawisk, ogólnie same problemy więc warto chociaż skonsultować się z kimś takim jak ja, kto ma pojęcie na ten temat i chociaż ukierunkuje Twoje działanie.
Życzę Ci zatem, aby na Ciebie i Twoje treści trafiało jak najwięcej ludzi.
Dziękuję za rozmowę.
Również dziękuję i pozdrawiam wszystkich czytelników
Polecamy również: