Za krótkie nogi, za mały biust, krzywy nos, odstające uszy, za grubi, za chudzi, za niscy… tak, ten schemat znamy niemal wszyscy. Kompleksy, czyli niesprecyzowane do końca zjawisko, którego posiadanie łączy większość ludzi. Wyszukiwanie w sobie niedoskonałości, to zdecydowanie najczęściej przypadłość kobiet, jednak i u panów możemy spotkać zdecydowany brak akceptacji siebie.
Kompleksy ciężko jest zdefiniować. Pewnym jest jednak, że są one zawsze czymś kompletnie subiektywnym i zrodzonym w naszej głowie. Istnieją wyłącznie w naszej świadomości i to my sami je tak naprawdę tworzymy lub też pozwalamy innym się w nie wpędzać. Pojawia się tu szereg pytań, na które – założę się – nikt z nas nie ma odpowiedzi. Po co w ogóle są nam kompleksy? Co wnoszą w nasze życie? Jaki mamy z nich pożytek? Co dzięki nim możemy zyskać? Znacie logiczną odpowiedź na chociażby jedno z tych pytań? Szczerze wątpię.
Z kompleksami jest tak, że albo możemy się ich pozbyć- pracując nad sobą- i to robimy, albo musimy się zwyczajnie pogodzić ze stanem faktycznym i po prostu przestać zwracać na to uwagę. Dla przykładu, jeśli sen z powiek spędza mi fakt, że mam nadprogramowe kilogramy, to jest to chyba wystarczająca motywacja, aby wziąć się za siebie i zwyczajnie je zrzucić. Jeśli jednak urodziliśmy np. z nogami, które swoją długością nie przypominają nóg modelek z wybiegów, to… to trudno! Takie mamy i innych mieć nie będziemy, bowiem nie ma czarów na wydłużanie nóg. To są tylko przykłady – błahe. Warto jednak zauważyć pewną zasadność. Jeśli coś mnie męczy i frustruje – pracuję nad tym i to zmieniam na lepsze. Jeśli coś mi nie pasuje, ale nie mam na to wpływu, to przechodzę z tym do porządku dziennego i nie zawracam sobie głowy głupotami. Tak, kompleksy to głupoty w obliczu chociażby prawdziwych problemów.
Żyjemy w czasach, gdzie od kilku lat szerzy się „kult ciała”. W czasach, w których wmawia się nam, że winniśmy być idealni. Czasach, gdzie zalewają nas kolorowe okładki i zdjęcia w Internecie, na których to widzimy „idealnych” ludzi. Każda epoka, każdy wiek i każda dekada mają swoją charakterystykę, czy też swoje ‘ideały’. Stąd też często biorą się kompleksy – wydaje się nam, że odstajemy od jakiegoś wzorca, który na dany okres czasu opiewa właśnie w miano owego „ideału”. Zastanówmy się jednak, czy naprawdę istnieje coś takiego, jak ideał? Wszyscy mamy jakieś swoje – to na pewno. Przy czym dla każdego z nas idealne będzie, co innego. Idąc tym tokiem myślenia – coś, co dla nas jest kompleksem, w oczach innego człowieka może być ogromnym atutem.
Wyszukiwanie w sobie zewnętrznych wad, to takie trochę szukanie dziury w całym. Oczywiście można, tylko po co? Pracujmy nad swoim charakterem, nad cierpliwością, nad pokorą, nad sumiennością. Dopełniajmy swoich postanowień, realizujmy wytyczone cele i dotrzymujmy danego słowa. Człowiek, który się rozwija nigdy nie stoi w miejscu, a kompleksy bardzo często nam ten rozwój hamują. Przesiąknięci niepewnością w swoje własne ja i skupieni na tym, co nam się w sobie nie podoba tracimy niejako kontakt z rzeczywistością. Blokujemy się w relacjach międzyludzkich, tracimy szansę na rozwijanie pasji, czy osiągnięcie lepszego pułapu zawodowego. Czasem też burzymy relacje z partnerem, bądź w ogóle nie potrafimy ich stworzyć, bo nie lubimy siebie. Czy warto zatracać samego siebie poprzez twór w naszej głowie, który nawet nie ma do końca sprecyzowanej definicji? Myślę, że odpowiedź jest jedna.
Bez względu na to, kim jesteśmy i jak wyglądamy – przestańmy się porównywać i dołować faktem, że nie jesteśmy tak piękni, jak ktoś. Osoba, w której my widzimy ideał może być również przesiąknięta kompleksami i nie widzieć w sobie niczego szczególnego. Próżność jest oczywiście niedobra, ale obudowywanie się kompleksami jest równie złe. Idealnie będzie wtedy, kiedy zaakceptujemy bycie nieidealnymi. Pracujmy nad sobą, poprawiajmy to, co można zdziałać chociażby treningiem, czy samodoskonaleniem, ale nie dajmy się zwariować i nie marnujmy życia przez to dziwne słowo na „k”! 😊
Polecamy także: