“Kiedy miałam 3 letni staż na siłowni postanowiłam, że wystartuję w zawodach fitness bikini. Napisałam do trenera, u którego było wtedy najwięcej znanych zawodniczek. Kazał przyjechać żeby sprawdzić czy moje proporcje są odpowiednie. Na miejscu zgodził się na współpracę…”

Po sieci krąży wiele opinii o trenerach prowadzących podopieczne do zawodów sylwetkowych, które to później borykają się z ciężkimi problemami hormonalnymi, mają kłopoty zdrowotne, złe relacje z jedzeniem czego efektem jest również brak możliwości utrzymania przyzwoitej formy. Bywały sytuacje, że zawodniczka w kilka tygodni po zawodach wyglądała jakby w życiu nie ćwiczyła, a jej waga była nawet kilkanaście kilogramów większa.
Najpopularniejsi trenerzy wybierają potencjalne mistrzynie do współpracy?

Kiedy do trenera zgłasza się podopieczny, który chce wystartować w zawodach sylwetkowych to trener ocenia realne szanse takiej osoby na zdobycie wysokich lokat. Niewątpliwie warunkiem są naturalnie dobre proporcje ciała. Osoba, która nie została tak dobrze obdarzona przez naturę nadal ma możliwość startu w zawodach, ale na poziomie europejskim lub światowym najwyższych miejsc może nigdy nie ujrzeć.
Kiedy na topie w sportach sylwetkowych są lżejsze kategorie takie jak fitness plażowe czy bikini fitness ludzie często zbyt szybko decydują się na udział w zawodach nie mając odpowiedniego stażu treningowego i wypracowanej masy mięśniowej. Tutaj rolą trenera jest również ostrzeżenie takiego człowieka, że może się ośmieszyć prezentując niski poziom przygotowania i nie powinien wypuszczać na scenę takiego zawodnika.
Dlaczego sędziowie dopuszczają ludzi słabo przygotowanych w ogóle do startu? Nie ma możliwości zapisu w regulaminie dopuszczalnego poziomu przygotowania gdyż to subiektywna ocena. Ciężko było by to egzekwować więc proces weryfikacji może opierać się o odpowiednią wagę, wzrost w poszczególnych kategoriach oraz strój startowy.
Trenerzy z największą ilością medali swoich podopiecznych wybierają pretendentki do zdobycia medalu aby dbać o swój wizerunek i wyniki gdyż to przekłada się na lepsze możliwości marketingowe i wzrost zainteresowania takim trenerem. Pozostali muszą się udać do innych trenerów co nie znaczy, że gorszych. Tych, którzy chcą pomóc w przygotowaniach każdemu zainteresowanemu, a nie tylko do tego predysponowanych.
Przygotowywanie kobiet do zawodów jest inne niż mężczyzn. Jeśli u faceta wystąpią niewielkie zaburzenia hormonalne to zazwyczaj bez większych problemów bo ustabilizowaniu diety i aktywności wszystko wraca do normy. Kobiety jednak nie mają takiego szczęścia i tutaj trzeba bardzo uważać ponieważ problemy mogą potrwać długo, a zdrowie może ucierpieć.
Zobaczmy co mówią dwie dziewczyny, które miału do czynienia z trenerami, którzy nie do końca wiedzieli co robią.
“W 2017 roku, kiedy to już miałam 3 letni staż na siłowni postanowiłam, że chcę wystartować w zawodach fitness bikini. Napisałam do trenera, u którego wtedy było najwięcej znanych mi zawodniczek. Kazał przyjechać żeby sprawdzić czy moje proporcje są odpowiednie. Na miejscu zgodził się na współpracę, więc podjarana czekałam na moją pierwszą rozpiskę. Rozpiska nie wyglądała jakoś super. Posiłki to był naprzemiennie kurczak, indyk, tuńczyk z ryżem i warzywami. 3-4 posiłki w ten sposób. Treningi mi się podobały. Były ciężkie, dobijało mnie tylko cardio wtedy to było od 30 do 40 min. dziennie.
Od lipca do września pojechałam do pracy za granicę. Trener miał o to wielkie pretensje, że za granicą formy nie zrobię. Kompletnie tego nie rozumiałam. Tłumaczyłam, że nie mam pomocy i chcę zarobić na start. Pomimo ciężkiej pracy fizycznej miałam jeść to samo i robić tym razem już 1 godzinę dziennie cardio. Nie miałam kompletnie siły, odechciało mi się wszystkiego. Po powrocie do Polski zaczęłam jeździć na konsultację raz w tygodniu. Zaczął się jeszcze większy rygor. To był październik, założyliśmy, że startuję w lutym 2018 roku. Trener stwierdził, że wróciłam zza granicy strasznie ulana więc zmniejszył kalorie na około 1500kcal. Oczywiście dalej kurczak z ryżem i jedyny plus to było białko po treningowe i banan. Cardio nadal godzinę dziennie. Starałam się, trzymałam się wszystkiego, dawałam 100%. Jednak za każdym razem jak przyjeżdżałam coś było nie tak aż do grudnia.
Zaczęłam mieć pierwsze napady na jedzenie. Kompulsywne objadanie po którym wymiotowałam z wyrzutów sumienia. Zamiast robić formę zaczęło mnie podlewać wodą i stawałam się większa. W styczniu zeszliśmy do 1200kcal plus spalacz na bazie efedryny, w białych saszetkach, dawany spod lady. Nie wiedziałam co to jest, ale skoro trener kazał…
Cardio robiłam 2 godziny dziennie! 1h godzinę na czczo i 1h po treningu siłowym, zaczęło wszystko schodzić. Moje życie wyglądało tak, że wstawałam o 5 rano, szłam na cardio godzinne, wracałam, robiłam jedzenie i szłam na trening siłowy i znowu godzinę cardio. Na 14 szłam do pracy do 23. Byłam wyczerpana, zaczęły boleć mnie stawy. Jak o tym mówiłam trenerowi to powiedział żeby zjadła czosnek i witaminę C i żebym się nie poddawała. brałam tabletki przeciwbólowe i jakoś to wszystko szło. Zewnętrznie forma życia, a wewnątrz wrak człowieka. Zaczęła mi zanikać miesiączka, ale trenera nie obchodziło to wcale.
Zwiększyliśmy dawkę spalaczy i mimo małej ilości kalorii, miała dużo siły na treningach siłowych. Jak zjadłam za dużo kcal (np. przekroczyłam o 100kcal) to zaczęłam wymiotować żeby trener był zadowolony, że wszystko idzie zgodnie z planem. Ciągle słyszałam tekst, że pasja ponad wszystko i nic poza tym. Trzy tygodnie przed zawodami miałam grypę żołądkową. Po powrocie do zdrowia trener miał pretensje że wyglądam gorzej. Załamałam się! W tydzień zrobiłam jeszcze większe efekty. Kalorie około 1000, 30 min interwałów na czczo plus 1h godzina cardio, trening siłowy i znowu godzina cardio. Mój wolny dzień to 2h cardio plus interwały 40 min. Dodatkowo (bo tego nie napisałam wcześniej) pracowałam jako kelnerka więc wydatek energetyczny był już dość duży.
Dwa tygodnie przed zawodami wszystko zostało bez zmian, ale zrezygnowaliśmy z węglowodanów. Posiłek to kurczak i nerkowce 4 razy dziennie. Tydzień przed było nawadnianie 9l wody dziennie i reszta bez zmian.
W dniu zawodów organizm był tak zmęczony, że na buzi wyglądałam jak księżyc w pełni. Byłam spuchnięta. Doszłam do półfinału na 30 zawodniczek. Co z tego jak płakać mi sie chciało. Dzień, który miał mi sprawić przyjemność był dla mnie koszmarem. Po zawodach nabawiłam się bulimii, niedoczynności tarczycy, przytyłam 12kg, byłam spuchnięta, miałam anemię, rzucałam się na jedzenie po czym wymiotowałam. Dzisiaj mija 3 lata, a dopiero pół roku temu wyleczyłam tarczycę, jestem zdrowa i nie startuję. Trenuję dla siebie, mam regularnie miesiączkę. Z tym trenerem nie chciałam mieć już nic wspólnego. Zewnętrznie każdy się zachwycał jednak nikt nie wiedział co jest we mnie. Jak się w środku czuję.”
Tak opisuje swoją historię jedna z wielu dziewczyn, której to się przytrafiło.
Z doświadczenia wiem, że czasem wina tkwi również w podopiecznych ponieważ nie do końca stosują się do zaleceń trenerów jednak jeśli podopieczny trzyma się ich w 100%, a nie widać zmian to trzeba wziąć to pod uwagę i poszukać przyczyny, wprowadzać modyfikacje. W tej historii widać wyraźnie, że niska kaloryczność połączona z bardzo dużym wydatkiem energetycznym w postaci treningów, cardio i pracy zaprowadziła organizm na skraj wyczerpania co w dniu zawodów zaowocowało zatrzymaniem się wody przez stan zapalny, zbyt wczesne odstawienie wody lub niedobór lub nadmiar niektórych składników mineralnych (nadmiar sodu i niedobór potasu).

Sporty sylwetkowe nie są dla każdego i na poziomie zawodowym trzeba liczyć się z całkowitą zmianą stylu życia i podporządkowaniu go pod ten sport. W innych dyscyplinach wygląda to podobnie. Jeśli chcemy osiągnąć mistrzostwo musimy liczyć się z poświęceniem.
Kolejna dziewczyna opisuje swoją historię tak:
4 lata temu bardzo zajarałam się fitnessem bo samym sportem już od młodych lat miałam do czynienia. Zaczęłam trenować w miejscowym klubie fitness i byłam przeszczęśliwa! Założyłam konto na insta i zaczęłam obserwować takich zapaleńców jak ja. No i wtedy trafiłam na profil tego trenera. Obserwowałam story, lajkowałam posty i tyle. Jakoś tak mnie naszło i napisałam, że chciała bym podjąć współpracę. Z perspektywy czasu się zastanawiam po co? Ale poszło i odezwał się do mnie. Zapytał mnie jaki mam cel i co bym chciała uzyskać. To wszystko! Nic więcej. Żadnych badań, żadnego formularza o chorobach, urazach, ogólnie o stanie zdrowia. Niczego nie wymagał. I to już wtedy powinno mi dać do myślenia. Ale to przyszło z czasem i niestety za późno. Na pierwszy plan od niego nie czekałam długo. Na drugi dzień już miała gotowy trening i dietę. No więc przeczytałam, zadałam jeszcze kilka pytań i się zaczęło. Dodatkowo chodziłam jeszcze na fitness. Rano robiłam trening od niego (koszt pakietu to 150zł), a wieczorem szłam na fitness. Miałam sporo aktywności.
Na jego diecie jadłam 50 gramów ryżu i 100 gramów kurczaka plus warzywa. Owoców zero bo to cukier. Ziemniaki jadłam od święta. Wpadłam w obłęd…
Nie zjadłam niczego spoza planu! Odmawiałam sobie niemal wszystkiego, pogrążając się coraz bardziej. Trener od czasu do czasu pytał tylko czy jest ok. Co jakiś czas prosił mnie o zdjęcia żeby móc się wypromować na insta, jaki to on jest dobry trener. Chciał w ten sposób pozyskać nowych klientów. Jak już mnie “wysuszył” totalnie, wysłał mi dietę i trening na masę, w którym nie zmieniło się nic oprócz nazwy. Nadal jadłam tak samo z tymi samymi wartościami. Moje makro na masie to było 2044kcal co przy mojej aktywności wydawało mi się bardzo mało. Waga zamiast wzrastać, leciała w dół i pod koniec współpracy ważyłam niecałe 51kg. Nie miałam siły, źle spałam w nocy, nie miałam na nic ochoty, byłam ciągle zmęczona. Pojawiły się problemy z okresem i czułam, że mam problemy z tarczycą. Ale jego nie obchodziło moje zdrowie bo nawet o nie nie pytał.
Przez jakiś czas naciskał żebym wystartowała w konkursie bikini fitness, że ma znajomych sędziów i to załatwi. Ale nie chciałam. W końcu zaczął mnie namawiać na sesję zdjęciową żeby była pamiątka formy itd. Stwierdziłam, że to fajny pomysł i umówiłam się na sesję, ale nie powiedziałam mu na kiedy bo uznałam, że to moja sprawa. Będzie niespodzianka. Jak się dowiedział, że jestem już po sesji to wpadł w szał, że jak mogłam nie poinformować go o tym, że jestem nieodpowiedzialna. Chciał mi jeszcze przed sesją zrobić ładowanie węgli żeby ładnie podkreślić kształty. A ja sobie po prostu samowolkę urządziłam. Obraził się na mnie i przestał się odzywać. Nie odpisywał na wiadomości. Zostałam sama i nie widzać co dalej stosowałam się do tego co miałam. Było coraz gorzej, czułam się bezsilna. Zapisałam się więc na szkolenie bo chciałam zdobyć widzię w tym temacie jako trener.
Szkolenie otworzyło mi szeroko oczy i pozwoliło spojrzeć na to wszystko z innej strony. Już wiedziałam gdzie popełniłam błąd i, że zostałam oszukana i naciągnięta na kasę. Tak naprawdę on jest trenerem, który kopiuje i wkleja. Nie podchodzi indywidualnie do ludzi. Oszukiwał mnie. Żerował na mojej osobie aby zyskać kolejnych podopiecznych bo często robił screeny rozmów. Co najgorsze dalej to robi. Dalej działa i naciąga ludzi według mnie. Ma skończone kursy trenerskie i jeden dietetyczny, ale to było dawno temu. Moim zdaniem ma przestarzałe metody, a szkolić się trzeba cały czas. Nie polecam takich trenerów. Jest zwyczajnym narcyzem zapatrzonym w swoje lustrzane odbicie. Nawet jego dieta niezmiennie od lat wygląda tak samo. Ryż, kurczak i pomidor. Jadłam to samo co on. Trening też miałam taki sam jak on tzn. tego samego dnia, te same partie.
Chciałabym przestrzec przed takimi trenerami. Jeśli trener nie przeprowadzi żadnego wywiadu trzeba uciekać. Ja uciekłam na szczęście w porę. Nie wiem co by było ze mną. Teraz jestem w dobrych rękach, mam swoją Panią dietetyk i jesteśmy na dobrej drodze bym w pełni odzyskała swoje zdrowie.
Takich historii jest o wiele więcej. Chcesz nam przedstawić swoją? Napisz do nas na redakcja@megaforma.pl
Dziewczyny zastanówcie się kilkukrotnie zanim podejmiecie decyzję o startach. Nie ma się co spieszyć. Jak możecie zauważyć nie wszystko wygląda tak pięknie jak na instagramowych fotkach. Przemyślcie również wybór swojego trenera. Zapytajcie o opinię tych, które już u niego pod opieką są lub były. Uważajcie na siebie.
Przeczytaj także:
