Gościem dzisiejszego wywiadu jest kobieta, która swoją postawą zmienia świat, a przy tym jest niezwykle skromna. Pomimo licznych osiągnięć, stanowiska Dyrektora Operacyjnego w jednej z warszawskich sieci klubów, mówi o sobie, że całe życie będzie instruktorem… bo fitness kocha ponad wszystko. Tygodniowo spala ponad 30000 kcal… Kończyła szkołę teatralną i choreograficzną w jednej z prestiżowych uczelni w Londynie. Lubi języki obce – tłumaczenia z hiszpańskiego, włoskiego, angielskiego to dla niej nie problem. Potrafi biegać po 20km dziennie, chociaż ostatnio zgubiła się w środku puszczy… Jest oddana swoim przyjaciołom i nigdy nikomu nie zazdrości. Na temat transformacji w branży fitness, motywacji, drodze do sukcesu a także komunikacji, rozmawiam z Elą Przygrodzką.

Elu, jesteś w branży fitness ponad 10 lat. Pracowałaś w klubach, dla wielu operatorów, na różnych stanowiskach. Jak widzisz transformację branży fitness w Polsce na przestrzeni lat?
Przyznam, że miałam niesamowitą okazję śledzić rozwój branży od lat i jest to fascynująca przygoda. Mnóstwo się dzieje, mnóstwo się zmienia. Z perspektywy czasu – na pewno nauczyliśmy się w branży, że klient jest bardzo ważny. Podążamy za trendami sprzedażowymi i mniej naciskamy na agresywną sprzedaż, a bardziej jednak budujemy sprzedaż relacyjnie. Wykorzystujemy polecenia od klientów, zasięgi budowane przez influencerów na Instagramie czy Facebooku, komunikację na innych mediach społecznościowych. To są środki, o których jeszcze parę lat temu mogliśmy nawet nie myśleć – lub nie do końca wiedzieliśmy, jak je wykorzystać. Coraz częściej operatorzy zdają sobie sprawę, że ważna jest także ogólna opinia – na ten moment wyrażana najczęściej w Internecie – bo to te opinie będą czytać potencjalni klienci. Sieci, zwłaszcza te funkcjonujące w mid-market, przestały walczyć ceną – średnia cena karnetu dla danego obszaru jest dość porównywalna w wielu klubach o podobnym standardzie. Myślę, że wynika to ze zrozumienia, że klient nie szuka najtańszego klubu, tylko takiego, w którym będzie się dobrze czuć. W komunikacji staramy się bardziej nastawiać na klienta, niestety, z różnym efektem…ale to już inna historia. Przez ostatni rok odebraliśmy ogromną lekcję i niestety, nie mówię tylko o naszej branży, choć niewątpliwie branża fitness jest jedną z najbardziej dotkniętych skutkami epidemii. W tym roku zarówno operatorzy dużych sieci, jak i pojedynczych klubów zmierzyli się z zupełnie nowym wyzwaniem: jak utrzymać… wszystko… Zespół pracowniczy, klientów, budynek nawet, w sytuacji, gdy klub przez kilka miesięcy nie może zarabiać na członkostwach własnych czy kartach benefitowych, bo jest najzwyczajniej zamknięty z przyczyn niezależnych. Jak wtedy motywować, nie tylko klientów, ale i pracowników, jak sobie radzić. Jeszcze nie wiemy, kto ten egzamin zdał, ale na bieżąco możemy śledzić rozwój sytuacji. Na pewno efektem okaże się duże przetasowanie rynku branżowego i sama jestem ciekawa, jak się ono potoczy. Tymczasem odkryliśmy zupełnie nowe narzędzie i jednocześnie temat na osobny wywiad: pracę z klientem online, wcześniej co najmniej traktowaną marginalnie. Teraz online pozwala klubom działać bez względu na wszystko – obok, lub zamiast regularnej pracy w klubie.


Zmieniają się też trendy w zajęciach fitness, których jesteś pasjonatką...
Owszem, a ja staram się za tymi trendami nadążać. Jako instruktor wielozadaniowy, czyli taki, który prowadzi praktycznie wszelkie możliwe zajęcia (z nielicznymi wyjątkami) – moje upodobania ewoluują podobnie jak fitnessowe trendy. Od zawsze jestem zwolenniczką mocnych zajęć o wysokiej intensywności, z motywującą muzyką… a jednak z przyjemnością prowadzę Bodybalance czy stretching – byle nie za dużo, bo moja energia pcha mnie raczej w stronę Bodycombat, czy zajęć na trampolinach. Niejeden fitnessowy trend już za nami. Mamy pewne „etapy”, które łagodnie się przeplatają. Kiedyś najbardziej popularna była choreografia na stepie oraz na podłodze i niektóre grupy naprawdę potrafiły wyczyniać cuda na tych zajęciach! Potem bardzo intensywne wzmacnianie. Teraz wydaje mi się, że popularność zupełnie niezależnie zyskują treningi typu body&mind. Sądzę, że trendy wynikają też z rosnącej świadomości społeczeństwa – klient już wie, że intensywny trening bez odpowiedniego przygotowania, którego elementem jest też np. stretching, może być nie tylko mniej skuteczny, ale też kontuzyjny. Moje upodobania w fitnessie natomiast pozostają niezmienne – intensywny trening, z cudowną grupą, dobrą muzyką – to najlepsza dla mnie forma wysiłku. A jednak, jak przystało na świadomego instruktora, zarówno moich klientów, jak i siebie, motywuję też do stretchingu, mobilizacji, a także treningu typowo siłowego – nie samym cardio żyje człowiek.
A co z rolą managera klubu fitness? Czy tak jak ja uważasz, że zmieniła się ranga tego stanowiska?
Niestety – i mówię to z pełną świadomością – uważam, że ta rola trochę straciła na prestiżu. Nie wiąże się to bynajmniej ze spadkiem ilości obowiązków – manager był i jest „głową” całego klubu. Czy to jednego z wielu (w sieci), czy to jedynego. Jego obowiązki wykraczają daleko poza 8 godzin i daleko poza prostą współpracę z klientami i rekrutację zespołu. Bardzo często pracuje po godzinach, dla swojego zespołu i klientów powinien być podporą, motywatorem, psychologiem, szefem, kumplem i inspiracją, jednak niestety, coraz częściej uważa się, że managerem może zostać każdy i nie wymaga to szczególnych umiejętności. Wychodzi się z założenia, że doświadczenie „się zdobędzie”… Oczywiście – na szczęście – są nadal sieci, które przywiązują dużą wagę do szkolenia managerów, a także wysoki poziom zrozumienia dla złożoności tej roli. Niestety jednak, samo bycie managerem nie wydaje się już tak prestiżowe, jak kiedyś, a perspektywa awansu na to stanowisko wielu kojarzy się raczej z niewygodnym wzrostem obowiązków niż z dumą z posiadanego doświadczenia i możliwością zrobienia kolejnego kroku.
Jak wyglądają aktualnie zarobki managerów klubów fitness w porównaniu z tym co było np. 5 lat temu?
Tutaj ciężko o jednoznaczną odpowiedź. Czynniki decydujące o zarobkach są bardzo złożone – np. więcej prawdopodobnie zarobi manager w Warszawie czy Krakowie, niż w małym mieście. Więcej zarobi manager w prestiżowej sieci niż w małym klubie, czy też osoba z doświadczeniem, niż taka, która dopiero awansowała i musi się wykazać. Dużo zależy też od formy zatrudnienia – B2B czy umowa o pracę (nie wyobrażam sobie, by szanujący się operator oferował managerowi inny rodzaj zatrudnienia). Ponadto w niektórych klubach manager zajmować się będzie pewnie głównie sprzedażą, w innych jego kompetencje mogą być większe – np. koordynowanie zespołem trenerów czy instruktorów. To też powinno mieć wpływ na wynagrodzenie. Dodajmy do tego premię – w niektórych klubach stricte od sprzedaży, w innych od realizacji budżetu. Niezależnie jednak od tych czynników, które moglibyśmy nazwać zmiennymi, zarobki managerów na pewno są niższe niż były. Po prostu – średni zarobek nie ulegał zmianie przez dłuższy czas, a zarobki w innych branżach są tymczasem coraz wyższe. Myślę, że najwięcej zmian jednak miało miejsce w tym roku. Niestety, lockdown, który mocno wstrząsnął całym rynkiem, a w szczególności sportowym, sprawił, że zarobki zostały obniżone (najczęściej procentowo, o 15-30%) i nie zawsze wróciły do wcześniejszego poziomu. A jeśli nie wróciły aż dotąd – a w październiku, jak wiemy, kolejny raz COVID postawił przed nami widmo drugiego lockdownu i spowodował zamknięcie części siłowni – istnieje szansa, że managerowie nie będą już zarabiać tak, jak wcześniej. Obecnie zarobki wahają się między około 3500 a 7000 zł, oczywiście mówię o podstawie netto. Reszta zależy od indywidualnych ustaleń prowizyjnych. Nie jest to wygórowana kwota jak dla dobrego, doświadczonego managera – i myślę, że również dlatego młode osoby w branży uzyskują jedynie doświadczenie, a potem „uciekają nam” i szukają szczęścia w innych branżach, na wyższych stanowiskach, w większych firmach – a dla naszej branży to strata.


Czy każdy może zostać managerem i jakie ma szansę na rozwój?
W teorii, każdy może zostać managerem i jak wiadomo, najważniejszy jest tu nie przysłowiowy papier z zarządzania, a wyczucie branży, zainteresowania i oczywiście – doświadczenie. Najczęstszą drogą awansu jest stanowisko recepcjonisty/sprzedawcy w klubie, gdzie nie tylko zdobywa się doświadczenie, ale też obycie z branżą, klientem, sposobem rozmowy, poznaje się podstawowe sposoby sprzedaży i pracy w systemie. Osoby ambitne mają szansę zajść naprawdę daleko – przecież to o chęci rozwoju tu chodzi. Nie jest to jedyna opcja – ja pracowałam w klubie od zawsze jako instruktor, a potem koordynator studio fitness. Jak widać więc, tak też można zacząć, ale trzeba mieć nie tylko determinację, a przede wszystkim inne cechy potrzebne, by zarządzać klubem fitness (i w ogóle zarządzać ludźmi) – np. otwartość, komunikatywność, zdolność analitycznego myślenia, dobrą organizację pracy, a przede wszystkim – chęć do nauki i umiejętność pracy z ludźmi. Tego nie nauczą nas żadne studia, a w branży fitness to daje podstawę, na której możemy budować nasz zespół. A zespół to w klubie fitness fundament.
Mam wrażenie, że na przestrzeni lat coraz mniej widzę osób zainteresowanych rozwojem w branży fitness, z czego to wynika?
Sądzę, że można temu przypisać po trochę wszystko, o czym mówiłam wcześniej… często pracę w branży zaczynają albo pasjonaci – oni zostają instruktorami i trenerami, albo osoby młode, dla których praca w modnej i ciekawej branży jest dość atrakcyjna. Niestety, zwłaszcza teraz, branża fitness nie kojarzy nam się ze stabilizacją i możliwością rozwoju. Często jest ona kojarzona z pracą dla młodych, taką trochę rozrywkową – w końcu gdy mówimy o branży fitness, głównie myślimy o prowadzeniu zajęć, treningów. Mało kto zastanawia się nad tym, ile można zdziałać w fitnessie z perspektywy zarządzania, planowania, rozwoju umiejętności managerskich. Dodatkowo, w porównaniu z innymi branżami, zarobki nawet na wysokich stanowiskach nie powalają. Z tego właśnie powodu osoby, które zdobywają umiejętności i doświadczenie, idą często szukać awansu w zupełnie innej branży. Wreszcie – w Polsce, niestety, praca w branży fitness nie jest kojarzona z prestiżem. Raczej wydaje się to niszowy rynek i myślę, że to też nie zachęca osób, które szukają możliwości rozwoju, do pracy długoterminowej. Z pewną dozą ciekawości będziemy zapewne wszyscy śledzić zmiany, które muszą nastąpić w efekcie epidemii… Teraz bardzo dużo będzie zależało od „dużych graczy”.
Wiele osób w Twoim życiu w Ciebie nie wierzyło, a mimo wszystko nie poddałaś się. Z funkcji instruktora fitness, zostałaś Dyrektorem Operacyjnych! jakie musiałaś pokonać przeszkody po drodze?
Myślę, że każdy z nas ma za sobą długą historię i każdy spotkał w swoim życiu ludzi, którzy podkopywali naszą wiarę w siebie. Hejterów, wampiry energetyczne – takich, którzy nie potrafili cieszyć się naszymi sukcesami albo z góry poddawali w wątpliwość możliwość osiągnięcia czegokolwiek. Sądzę, że kluczem jest właśnie robić swoje i nie poddawać się. Droga awansu nigdy nie jest łatwa, bo zawsze wypełniają ją wyzwania i myślę, że nieważne, gdzie tę drogę zaczynamy. Przejście z pozycji instruktora do pozycji dyrektora to było… jedno wielkie wyzwanie! Zwłaszcza, że uparłam się nade wszystko, że nie przestanę prowadzić zajęć – i udało się. Zajęcia fitness są dla mnie tym, co trzyma mnie w tej branży, dają mi kontakt z klientem, radość, satysfakcję i bardzo często: zupełnie inną perspektywę obserwacyjną. Podstawową przeszkodą dla mnie było to, że mimo ie osobiście uważam, że awans wewnątrz firmy powinien być nie tylko możliwy, a wręcz wskazany, by pracownik miał większą motywację – niestety, nie wszyscy są tego zdania. Zdarzało się, że byłam „szufladkowana” – zapewne jestem „tylko” instruktorem, więc nie potrafię wiele, pewnie mogę tylko „skakać po sali”. Myślę, że trzeba mocno odcinać się w branży od takiego myślenia – ci tak zwani „tylko” instruktorzy i trenerzy zapewniają nam wszystkim lojalnych klientów, a ich mocna więź z grupą niejednokrotnie umacnia pozycję klubu. Poza tym, zwłaszcza teraz, mało kto jest wyłącznie instruktorem. Często to osoby z zupełnie innym wyuczonym zawodem i mogą świetnie się sprawdzić na wyższych stanowiskach. Ale najważniejsze to mieć swoją wizję – ja zawsze miałam, zawsze interesowałam się branżą, bardzo dużo uczyłam się z obserwacji osób, które były moimi bezpośrednimi przełożonymi. I na pewno miałam to szczęście, że oprócz tych, którzy mówili, że instruktor to zawsze instruktor i na pewno nie nadaje się na inne stanowisko. Miałam grupę wspierających mnie przyjaciół, także z branży, którzy wierzą we mnie niejednokrotnie bardziej niż ja w siebie i nie pozwalają się wycofywać z ambitnych planów.
Dlaczego tak niewiele w branży jest kobiet na stanowiskach Dyrektorów? Czy jest to związane ze stereotypami?
Wydaje mi się, że przynajmniej w naszym kraju, na wysokich stanowiskach mało jest kobiet. Nie do końca rozumiem zasadność tego, ale prawdopodobnie jest to właśnie klasyczne myślenie stereotypowe. Kobieta, pewnie mniej odporna psychicznie, pewnie będzie miała wieczny dylemat, jak podzielić swój czas między rodzinę i pracę, pewnie będzie się łatwiej obrażać i może mieć problem z zapanowaniem nad emocjami, a co za tym idzie – trudności w negocjacjach i podejmowaniu decyzji. Są to oczywiste stereotypy i w oczywisty sposób krzywdzące stwierdzenia, bo przecież wymienione wyżej cechy nie są kobiece czy męskie – są to zwykłe ludzkie dylematy, z którymi się mierzymy w pracy, i które przybierają na sile proporcjonalnie do tego, na jakim jesteśmy stanowisku. Mam nadzieję, że to będzie się z czasem zmieniać. Jakby na to nie spojrzeć, mamy przecież zdecydowaną większość kobiet wśród instruktorów, całkiem sporo trenerek personalnych, managerek klubów… Więc warto robić kolejne kroki.
W ostatnim czasie coraz więcej uwagi poświęca się komunikacji w branży fitness. Czy i dlaczego Twoim zdaniem ma znaczenie i jak powinna ona wyglądać?
Komunikacja jest podstawą – i nie mówię tutaj tylko o branży fitness. Komunikacja do klienta – kluczowa sprawa w całym procesie zarówno sprzedaży, jak i budowania marki dla operatora. Komunikacja między pracownikami oraz między pracownikami a zarządem – kluczowa sprawa dla funkcjonowania poszczególnych klubów, a czasami całej sieci. Bez komunikacji, która jest przejrzysta i prosta, pracownicy czują się zagubieni i przekazują klientom niejasne informacje. Poza tym, nikt nie lubi pracować w chaosie i dezinformacji. Cieszę się, że ostatnio tyle czasu poświęca się na tematy dotyczące komunikacji. Bardzo wiele mówiliśmy o tym przy pierwszym lockdown. To wtedy wszyscy operatorzy fitness zdawali egzamin komunikacyjny. Niestety, nie wszyscy na czas przekazywali informacje, a zarówno klienci, jak i pracownicy, oczekiwali płynnej komunikacji – sytuacja była trudna i dla wszystkich nowa.
Jak powinna wyglądać komunikacja? Warto ustanowić sobie kanały komunikacyjne – np. nie lubię, kiedy dzwonicie, zwłaszcza po godzinach, więc rozmawiajmy na What’s App albo Messengerze. Albo odwrotnie – wolę załatwiać swoje sprawy jak najszybciej, jestem pod telefonem, jeśli nie odbieram, piszcie SMS. Do klienta w dzisiejszych czasach najszybciej dotrzemy prawdopodobnie poprzez Social Media – Facebook i Instagram wiodą tu prym. Ale warto też wiedzieć, kiedy takie kanały nie wystarczą. Dla mnie podstawą jest to, żeby najważniejsze informacje znajdowały się nie tylko na Messengerze. Kluczowe informacje warto przekazać mailem, co dotyczy także informacji dla klientów – przecież nie każdy korzysta z Facebooka. W sprawach pilnych – zawsze warto dzwonić. A w najistotniejszych, zwyczajnie i po prostu – rozmawiać.

Polecamy także:
